wtorek, 2 lipca 2013

bardzo osobiście

  Siedemnastego stycznia roku bieżącego, wczesnym rankiem o godzinie 7:22, wydałam na świat maleńkiego, ważącego niespełna 3200g i mierzącego 54cm, idealnego maleńkiego człowieka. Naszego Synka. Po dziewięciu długich miesiącach, i jeszcze dłuższych dziewięciu godzinach w końcu się spotkaliśmy. 
  Pamiętam, gdy w dzieciństwie rankiem szóstego grudnia sięgałam pod poduszkę, pod którą znajdowałam upragniony prezent. Tym razem, moje "mikołajki", (a może "oliwierki"?) wypadły w styczniu, reszta się zgadzała, było rano, śnieżnie i mroźno! A prezent był najwspanialszy na świecie, i jedyny w swoim rodzaju! Noc z szesnastego na siedemnastego stycznia była dla mnie nocą cudów! Wyczekiwana, niczym w dzieciństwie Wigilia Bożego Narodzenia, niczym urodziny czy ostatni dzień szkoły... Tej nocy dokonałam niemożliwego, przekroczyłam swoje największe granice, granice bólu i wytrzymałości. Tej nocy doznałam nieznanych mi wcześniej uczuć. W pełni poznałam znaczenie pojęcia "miłość od pierwszego wejrzenia", miłość na zawsze, miłość bezwarunkowa, miłość tylko za to, że jesteś. Że jesteś ze mną, cały i zdrowy, że wszystko jest dobrze! I w jednej chwili cały niewyobrażalny ból nagle gdzieś zniknął, zastąpiony przez niewyobrażalne, po stokroć razy większe szczęście! I tak moje istnienie na zawsze połączyło się z Twoim, i odtąd nie wyobrażam już sobie, że mogło by Cię z nami nie być! 

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz